Na początek trochę teorii, ponieważ moja bransoletka jest inspirowana wycinankami Łowickimi pani Mirosławy Stefaniak. Mam wrażenie, że sztuka ludowa tak ostatnio modna staje się coraz mniej ludowa. Torebki, pokrowce na telefony, kolczyki i inne cudeńka z filcu czy ozdobione ludowymi motywami są już produkowane maszynowo na wielką skalę, jednak ze względu na modę nadal strasznie drogie. Dlatego uważam (popierana etnograficznym głosem Szaławiły) że bardzo ważne jest poznawanie i wspieranie prawdziwych twórców ludowych.
Jak powstają wycinanki? Ano prosto, bierze się kartkę papieru, nożyce do owiec (te takie ogromne, robione z jednego kawałka metalu, wygląda to niesamowicie!) i wycina co w duszy gra. Oczywiście wymaga to doświadczenia, warsztatu i ogromnego talentu. Jednak najważniejsza chyba jest wyobraźnia- papier składa się kilka razy by obrazek wyszedł symetryczny, dlatego w trakcie pracy nie widać do końca tego co się robi, trzeba to sobie wyobrazić. To jedna z tych czynności których obserwator nie jest w stanie do końca zrozumieć, trochę tajemnicza i bardzo indywidualna, sprawiająca mnóstwo radości. Trochę jak gotowanie ;)
A teraz o mnie- jak już pisałam bransoletka jest tylko inspirowana ludowością, oryginałom nie dorasta do pięt, natomiast dla mnie jest rodzajem sprawdzenia swoich możliwości. Podobnie jak w przypadku filcowej torebki jestem strasznie zadowolona, że mogę sama zrobić coś podobnego do rzeczy sprzedawanych w sklepach i to za ciężkie pieniądze. A poza wszystkim, filc to po prostu bardzo wdzięczny materiał którym lubię się bawić.
No to teraz czas na zdjęcia:
na pasek grubego filcu (2-3mm) nakleiłam warstwami kwiatki z cienkich filców kolorowych, można je łatwo dostać w pasmanterii czy sklepie papierniczym. Zapinana na zatrzaski. |
tak prezentuje się bransoletka na ręce... |
...a tak na wolności :P Zatrzaski są przyszyte tak, żeby nie przebić filcu na wylot- szwy są z drugiej strony niewidoczne |
To by było na tyle. Dziś trochę dłużej niż zwykle, ale po pierwsze na prawdę uważam, że to ważne żeby rozgraniczyć sztukę ludową od masowej produkcji i wspierać tą pierwszą, a po drugie potrzebowałam chwili odprężenia. A teraz mi tak miło.
PS. Na wypadek gdyby znalazły się osoby śledzące bloga- nie umiem powiedzieć kiedy pojawi się następny wpis, może Szaławiła coś stworzy jak skończy sesję. Matura to na prawdę wstrętna rzecz!
Szczeżuja